Robotyka przeżywa globalny rozkwit, zmieniając nasze fabryki, miasta i gospodarstwa domowe. Dzisiejsze roboty potrafią znacznie więcej niż tylko powtarzać zaprogramowane ruchy – potrafią biegać, skakać, uczyć się, a nawet wchodzić w interakcje społeczne. Od legendarnych maszyn Boston Dynamics, przez humanoidalne androidy Elona Muska, aż po nowatorskie konstrukcje polskich inżynierów – przyjrzyjmy się najważniejszym graczom w tej branży i temu, jak ich wynalazki zmieniają świat. Czy spełniają się wizje z filmów science-fiction? A może roboty pozostaną jedynie naszymi pomocnikami, zamiast przejmować kontrolę nad światem? Zapraszamy w podróż po świecie robotów: od przemysłowych ramion spawających w fabrykach, przez czteronożne maszyny kroczące na misjach ratunkowych, aż po humanoidy mające potencjał stać się częścią naszej codzienności.
Boston Dynamics – mistrz mobilnej robotyki

Boston Dynamics to firma, która niemal stała się synonimem zaawansowanej robotyki mobilnej. Ich maszyny potrafią poruszać się w sposób dotąd zarezerwowany dla ludzi i zwierząt. Najbardziej znane dzieła Boston Dynamics to czteronożny robot Spot oraz dwunożny humanoid Atlas. Spot zyskał sławę dzięki nadzwyczajnej zwinności i uniwersalności – potrafi biegać po nierównym terenie, wspinać się po schodach, a nawet samodzielnie podnosić się po upadkuWidzieliśmy go już w przeróżnych rolach: pasł owce niczym mechaniczny owczarek, występował w roli cheerleaderki i tancerza, a nawet pomagał w transporcie sprzętu. Co ważne, te popisy to nie tylko pokaz – Spot znajduje realne zastosowania. Ponad 1500 tych robotów pracuje już u klientów na całym świecie, wykonując inspekcje na platformach przemysłowych, patrolując niebezpieczne tereny czy niosąc pomoc w miejscach katastrof. W służbach ratunkowych Spot bywa wysyłany tam, gdzie dla człowieka jest zbyt niebezpiecznie – np. przeczesuje rumowiska w poszukiwaniu ocalałych, pomaga policji w sytuacjach z zakładnikami czy sprawdza budynki po pożarach. Co istotne, Boston Dynamics dba o etyczne wykorzystanie swoich wynalazków – producent długo nie zgadzał się na żadne uzbrojenie Spota ani używanie go przeciw ludziom. Nawet policja w Massachusetts, która testowała te “mechaniczne psy”, mogła korzystać z nich tylko jako zdalnie sterowanych obserwatorów i w oddziałach saperów, ale bez broni. Dzięki takim zasadom, firma chce uniknąć scenariuszy rodem z czarnych wizji sci-fi, gdzie roboty bojowe wymykają się spod kontroli. Boston Dynamics to niewątpliwie lider robotyki mobilnej – ich maszyny imponują dynamiką ruchu i znajdują coraz szersze zastosowania praktyczne, od przemysłu po służby publiczne.
Tesla i projekt Optimus – humanoid do pomocy ludziom

Tesla, kojarzona dotąd głównie z samochodami elektrycznymi, rzuciła wyzwanie światu robotyki humanoidalnej. W 2021 roku Elon Musk zapowiedział robota o nazwie Optimus (Tesla Bot) – dwunożnego androida, który ma odciążyć ludzi od nudnych, powtarzalnych czy niebezpiecznych prac. Optimus ma wzrost ok. 173 cm, ludzką sylwetkę i jest wyposażony w sztuczną inteligencję oraz systemy pozwalające mu chodzić, podnosić przedmioty, obsługiwać narzędzia, a nawet wchodzić po schodach. Jego konstrukcja wykorzystuje technologie opracowane na potrzeby aut Tesli – wydajne baterie, czujniki i komputery wizji – tylko że zamiast czterech kół ma dwie nogi i para zręcznych ramion. W założeniu Tesla Optimus ma stać się ogólnego przeznaczenia asystentem, wykonującym prace, których ludzie wolą unikać. Elon Musk ma wobec niego wielkie ambicje – stwierdził wręcz, że w przyszłości Optimus może okazać się projektem „ważniejszym niż biznes samochodowy Tesli”. Pierwsze prototypy zaprezentowano w 2022 roku – robot potrafił przejść po scenie i zrobić parę ruchów rękami. Choć początkowo eksperci przyjęli go z mieszanymi opiniami, postępy są szybkie. Już w 2023 Tesla pokazała nagrania, na których Optimus samodzielnie sortuje klocki kolorami czy utrzymuje równowagę w pozycji jogina. W fabrykach Tesli testuje się go do przenoszenia komponentów i współpracy z ludźmi na linii produkcyjnej. W październiku 2024 podczas pokazu „We, Robot” kilka robotów Optimus maszerowało obok siebie, a nawet wspólnie zatańczyło na scenie – robiąc show rodem z filmów sci-fi. Musk zapowiedział wtedy, że dzięki efektowi skali cena humanoida mogłaby spaść do 20–30 tysięcy dolarów, czyli mniej niż koszt nowego auta. Choć do masowego wykorzystania Optimusa droga wciąż daleka, Tesla systematycznie przekonuje, że humanoidalny pomocnik domowy nie musi pozostawać w sferze fantazji. Robot ten ma w przyszłości pomagać przy domowych obowiązkach, pracach magazynowych czy opiece nad osobami starszymi. Czas pokaże, czy Tesla zrewolucjonizuje rynek robotów tak samo, jak zrobiła to w motoryzacji, ale już teraz widać, że wizja “robotycznego pracownika” nabiera realnych kształtów.
Clone Robotics – polski akcent w humanoidach

W świecie robotyki humanoidalnej pojawił się polski pretendent – startup Clone Robotics z Wrocławia. Ta innowacyjna firma z Polski zaskoczyła wielu, prezentując robota humanoidalnego o nazwie Clone (znanego też jako Clone Alpha). Projekt narodził się w 2021 roku z inicjatywy trójki absolwentów Politechniki Wrocławskiej, a dziś jest na etapie zaawansowanych prototypów i zamówień przedpremierowych. Czym Clone wyróżnia się na tle konkurencji? Inżynierowie z Wrocławia postawili na bioniczne odwzorowanie ludzkiej anatomii. Zamiast tradycyjnych metalowych siłowników, robot wyposażony jest w ”mięśnie” i “kości” – sieć sztucznych mięśni oraz 206 imitacji kości, odzwierciedlającą ludzki układ mięśniowo-szkieletowy. Wygląda to niesamowicie – czarna, opływowa głowa przypominająca hełm, a pod nią “ciało” z widoczną strukturą przypominającą ludzkie mięśnie, ścięgna i kręgosłup. Twórcy chwalą się, że to pierwszy na świecie dwunożny android z tak realistycznym układem mięśniowym, co ma dać mu przewagę w zwinności i naturalności ruchów. Clone uczył się krok po kroku – zaczęto od dopracowania robotycznej dłoni, uznawanej za jedno z najtrudniejszych wyzwań (bo ludzka ręka jest niezwykle skomplikowana). Po sukcesie z dłonią przyszedł czas na całego androida. Robot Clone potrafi już wykonywać imponujący zakres czynności. Według planów ma on witać się ze swoim właścicielem, podążać za nim niczym robotyczny towarzysz, a nawet opowiadać dowcipy. W domowych obowiązkach Clone również ma być pomocny – odkurzanie, składanie ubrań czy rozładowywanie zmywarki to zadania, które postawiono przed nim na liście kompetencji. Brzmi to jak sceny z filmów science-fiction, ale polski robot faktycznie zaczyna to realizować. Firma ogłosiła limitowaną edycję Alpha (279 egzemplarzy), na którą zbiera zamówienia przedpremierowe. Choć na razie wielu szczegółów technicznych (w tym ceny) nie ujawniono, Clone Robotics pokazuje, że Polska również liczy się w światowym wyścigu o stworzenie użytecznego humanoida. Być może za kilka lat robot “made in Poland” będzie konkurentem dla maszyn z Doliny Krzemowej i Shenzhen.
Najwięksi gracze globalni: od SoftBank po chińskie start-upy
Oprócz Boston Dynamics, Tesli czy Clone Robotics, krajobraz światowej robotyki kształtują również inne wielkie firmy – każda wyspecjalizowana w nieco innym segmencie. Warto poznać kilku gigantów, którzy inwestują miliardy w rozwój robotów:
- SoftBank Robotics – japońska korporacja znana z robotów społecznych. To właściciel (dawniej poprzez firmę Aldebaran) słynnego robota Pepper, uroczej pół-humanoidalnej maszyny zaprojektowanej do interakcji z ludźmi. Pepper potrafi rozpoznawać podstawowe emocje po mimice i tonie głosu oraz prowadzić prostą konwersację. Stał się pierwszym na świecie masowo produkowanym robotem społecznym – można go było spotkać jako asystenta klientów w sklepach, bankach czy na lotniskach. Od debiutu w 2014 roku sprzedano około 27 tysięcy egzemplarzy Peppera, co czyni go rekordzistą wśród humanoidów. Choć SoftBank w 2021 wstrzymał produkcję tego modelu z powodu nasycenia rynku, roboty Pepper nadal pracują na całym świecie, a firma skupia się również na innych rozwiązaniach (np. autonomiczne roboty sprzątające). SoftBank był także inwestorem w Boston Dynamics i wielu startupach robotycznych – ich zaangażowanie finansowe sprawia, że są jednym z najważniejszych graczy napędzających rozwój branży.
- Hanson Robotics – firma z Hongkongu, która zasłynęła stworzeniem Sophii – humanoidalnego robota o niezwykle ludzkiej twarzy. Sophia potrafi naśladować ekspresje mimiczne, prowadzić konwersacje dzięki AI i uczyć się na podstawie interakcji. Stała się celebrytką w świecie technologii – udzieliła dziesiątek wywiadów, a nawet otrzymała obywatelstwo Arabii Saudyjskiej w 2017 roku (to pierwszy przypadek nadania obywatelstwa robotowi). Hanson Robotics zaprojektował Sophię jako towarzyszkę dla ludzi – miała wspierać osoby starsze w domach opieki czy witać gości na wydarzeniach. Choć krytycy wskazują, że Sophia bardziej gra rolę aktorki niż prawdziwej sztucznej inteligencji, jej istnienie rozbudziło wyobraźnię mas – ludzie zobaczyli, jak blisko (przynajmniej z wyglądu) robot może przypominać człowieka. Hanson pracuje nad kolejnymi modelami robotów społecznych i badaniami nad AI, które pewnego dnia mogłyby obdarzyć takie maszyny większą “świadomością” kontekstową.
- ABB – szwajcarsko-szwedzki koncern inżynieryjny, jeden z pionierów robotyki przemysłowej. Ich stalowe ramię z serii IRB pojawiło się na liniach produkcyjnych już w latach 70., a w 1974 r. firma ABB (wtedy ASEA) wprowadziła pierwszego na świecie komercyjnego robota przemysłowego sterowanego mikroprocesorem. Dziś ABB dostarcza setki tysięcy robotów do fabryk na całym globie – spawających karoserie samochodów, sortujących towary w magazynach czy pakujących produkty. W 2023 roku sektor robotyki ABB obchodził 50-lecie, inwestując m.in. w nową ultranowoczesną fabrykę robotów w Szanghaju. Firma oferuje szeroką gamę robotów przemysłowych – od wielkich, sześciosiowych manipulatorów po coboty (roboty współpracujące) takie jak dwuramienny YuMi, które mogą pracować ramię w ramię z człowiekiem. ABB podkreśla integrację robotów ze sztuczną inteligencją i systemami wizyjnymi, tak aby maszyny mogły elastycznie dostosowywać się do zadań. Jako lider automatyki, ABB wspiera przedsiębiorstwa w automatyzacji produkcji, zwiększając wydajność i powtarzalność procesów, a zarazem odciążając ludzi od monotonnej lub niebezpiecznej pracy.
- Fanuc – japoński gigant automatyki i robotyki, który podobnie jak ABB należy do weteranów branży. Firma Fanuc działa od 1956 roku i początkowo specjalizowała się w sterowaniach CNC. Dziś jej żółte roboty ramieniowe pracują w niezliczonych fabrykach – Fanuc sprzedał już ponad milion robotów przemysłowych na świecie, osiągając ten kamień milowy w 2023 roku, 40 lat po dostarczeniu pierwszej jednostki. Roboty Fanuc najczęściej spotkamy w przemyśle motoryzacyjnym (spawanie, malowanie, montaż aut) oraz elektronicznym, ale ostatnio szturmują też inne sektory. Mechaniczni pracownicy są coraz częściej wdrażani w branży spożywczej, farmaceutycznej, obróbce drewna czy przetwórstwie tworzyw sztucznych – wszędzie tam, gdzie brakuje rąk do pracy albo potrzeba większej precyzji i automatyzacji. Fanuc oferuje już ponad 200 modeli robotów dostosowanych do różnych zadań – od potężnych robotów spawalniczych, przez ultraszybkie roboty montażowe, po delikatne coboty zdolne pracować bez ogrodzeń obok ludzi. Firma inwestuje też w uczenie maszynowe, aby jej roboty mogły same optymalizować ruchy i lepiej wykrywać błędy podczas pracy. Dzięki temu nawet mniejsze i mniej zautomatyzowane branże otwierają się na robotyzację, co w skali globalnej przekłada się na nieustanny wzrost instalacji robotów przemysłowych.
- Unitree Robotics – przykład prężnej firmy z Chin, która wdarła się na arenę robotyki mobilnej. Unitree, założona w 2016 roku, specjalizuje się w czworonożnych robotach łudząco podobnych do Spota od Boston Dynamics, ale oferowanych w znacznie przystępniejszej cenie dla klientów indywidualnych. Ich flagowe modele, jak Unitree Go1, to zwinne roboty-psy zdolne biegać po różnych nawierzchniach – od piasku i kamieni po nierówną ziemię. Wyposażone w zestaw 12 silników o wysokim momencie obrotowym, radzą sobie nawet z trudnym terenem, utrzymując stabilność i omijając przeszkody. Nic dziwnego, że nazywa się je często „chińskim Spotem” – są podobnej wielkości i funkcjonalności, ale kosztują ułamek ceny zachodniego pierwowzoru. Unitree celuje w rynek cywilny: ich roboty mają służyć hobbystom, naukowcom i firmom, które potrzebują mobilnej platformy do inspekcji czy badań. Co ciekawe, firma nie poprzestaje na czworonogach – w 2024 zaprezentowała prototyp własnego humanoida Unitree H1/G1, który ma wejść do produkcji z ceną ok. 16 tys. USD. Unitree pokazuje, jak chińskie firmy robotyczne szybko gonią (a czasem wyprzedzają) zachodnich konkurentów, łącząc zaawansowaną technologię z agresywną polityką cenową. Jednocześnie rodzą się jednak kontrowersje – w 2022 roku media obiegła wiadomość, że rosyjskie wojsko rzekomo uzbroiło jednego z robotów Unitree; firma stanowczo zaprzeczyła, by sprzedawała roboty do celów militarnych. Mimo to, w 2023 pojawiły się zdjęcia, na których amerykańska piechota morska testuje przytwierdzenie wyrzutni rakiet do robota Unitree. To pokazuje, że technologia nie zna granic – chińskie roboty trafiają pod strzechy, ale i w ręce wojskowych, wywołując dyskusje o bezpieczeństwie.
Oprócz wymienionych, w świecie robotyki warto wspomnieć dziesiątki innych podmiotów: KUKA (Niemcy) – dawniej pionier, dziś część chińskiej grupy Midea, znana z pomarańczowych robotów przemysłowych; DJI (Chiny) – lider dronów, które również zaliczają się do robotów (latających); Ubtech (Chiny) – producent małych humanoidów i robotów edukacyjnych; czy choćby Agility Robotics (USA) – rozwijający dwunożnego robota kurierskiego o nazwie Digit. Ta globalna konkurencja sprawia, że robotyka rozwija się dziś szybciej niż kiedykolwiek – a korzystają na tym wszystkie branże, od ciężkiego przemysłu po rozrywkę.
Zastosowania robotów – od fabryk po sypialnię
Skoro poznaliśmy kluczowych graczy, przyjrzyjmy się, do czego roboty są obecnie wykorzystywane. Okazuje się, że niemal każda dziedzina może zyskać na automatyzacji przez roboty. Oto najważniejsze obszary zastosowań:
Roboty w przemyśle i fabrykach
Roboty zaczęły swoją karierę w halach produkcyjnych i wciąż tam królują. Przemysł jest największym odbiorcą robotów – począwszy od zrobotyzowanych ramion spawalniczych w motoryzacji, przez roboty montujące elektronikę, aż po całe autonomiczne linie produkcyjne. Dlaczego firmy tak chętnie inwestują w automatyzację? Roboty przemysłowe potrafią pracować 24 godziny na dobę bez przerwy, zawsze z taką samą precyzją i wydajnością, przewyższając ludzi w powtarzalnych zadaniach. Dzięki temu zapewniają stałą jakość wykonania produktów, minimalizują ilość wad i odpadów, a także odciążają pracowników od pracy w szkodliwych warunkach (np. przy wysokiej temperaturze, toksycznych substancjach). Oczywiście, koszt zakupu i integracji robota bywa wysoki, ale w dłuższej perspektywie często się zwraca – przedsiębiorstwa oszczędzają na kosztach pracy i zwiększają tempo produkcji. W dzisiejszych czasach trudno wyobrazić sobie nowoczesną fabrykę samochodów czy elektronikę, która nie byłaby przynajmniej częściowo zrobotyzowana. Co więcej, robotyzacja stała się wręcz miernikiem rozwoju gospodarczego państw – te najbardziej uprzemysłowione (jak Korea Płd., Japonia, Niemcy, USA, a ostatnio i Chiny) mają najwyższą gęstość robotów na liczbę pracownikó. Przykładowo, Chiny w 2022 roku zainstalowały 290 tysięcy nowych robotów – ponad połowę wszystkich robotów wdrożonych w tym roku na świecie. Choć w Chinach to wciąż tylko ułamek ogromnej siły roboczej, tempo wzrostu jest imponujące – w ciągu ostatniej dekady liczba robotów w chińskich fabrykach wzrosła dziesięciokrotnie. Roboty w przemyśle przestały być luksusem, a stały się koniecznością, by utrzymać konkurencyjność. Dodatkowo pojawiają się coraz inteligentniejsze roboty przemysłowe – zintegrowane z kamerami i AI, potrafiące uczyć się optymalizacji ruchu czy współpracować bezpiecznie z ludźmi. Przykładem są coboty, które – wyposażone w czujniki siły i wizji – mogą pracować obok człowieka bez wygrodzeń, przejmując część manualnych obowiązków.

Na powyższym zdjęciu widać robota spawalniczego ABB przy pracy. Takie zrobotyzowane ramiona są w stanie wykonać tysiące identycznych spawów z dokładnością do ułamka milimetra, co jest kluczowe np. przy produkcji samochodów. Robot (pomarańczowe ramię po prawej) trzyma palnik spawalniczy i łączy elementy stalowej konstrukcji, podczas gdy obrotnik (po lewej) ustawia spawany element pod odpowiednim kątem. Ludzie nadzorują proces z bezpiecznej odległości. Dzięki automatyzacji spawania poprawia się jakość i powtarzalność połączeń, a pracownicy nie są narażeni na intensywne światło łuku, opary czy ryzyko poparzeń. To tylko jeden z wielu przykładów – w fabrykach spotkamy roboty przykręcające śruby, malujące karoserie, przenoszące ciężkie komponenty, a nawet kontrolujące jakość produktów za pomocą kamer i czujników. Roboty przemysłowe stają się coraz bardziej wszechstronne – można je przezbroić do nowych zadań, przeprogramować lub wyposażyć w nowe narzędzia. Daje to fabrykom elastyczność: gdy zmienia się model produktu, roboty można dostosować zamiast budować linię od zera. W erze czwartej rewolucji przemysłowej (Przemysł 4.0) roboty łączą się też z siecią, raportując dane produkcyjne w czasie rzeczywistym i ucząc się na podstawie analizy Big Data. To pozwala na tworzenie inteligentnych fabryk, gdzie maszyny i systemy komputerowe samodzielnie optymalizują procesy. Podsumowując, w przemyśle roboty to już codzienność – ciche, precyzyjne i niezawodne “szare eminencje” stojące za masową produkcją naszych samochodów, telefonów, lodówek i tysięcy innych dóbr.
Roboty w policji i służbach ratunkowych
Roboty pełnią także służbę na pierwszej linii frontu w sytuacjach, gdzie stawką jest ludzkie życie i bezpieczeństwo. Policja, straż pożarna, wojsko i jednostki ratunkowe coraz częściej korzystają z robotycznych pomocników, by chronić ludzi przed bezpośrednim narażeniem na niebezpieczeństwo. Klasycznym przykładem są tu roboty saperskie – gąsienicowe lub kołowe zdalnie sterowane maszyny wyposażone w manipulator. Od lat 80. używa się ich do unieszkodliwiania ładunków wybuchowych; zamiast ryzykować życie sapera przy bombie, robota można wysłać, by prześwietlił podejrzany pakunek, a w razie potrzeby zdetonował go zdalnie. W ostatnim czasie roboty stały się jednak bardziej mobilne i wszechstronne, co poszerzyło zakres ich misji. Przykładowo, wspomniany robot Spot od Boston Dynamics budzi duże zainteresowanie służb – dzięki swoim czterem nogom wejdzie tam, gdzie nie wjedzie żaden zrobotyzowany pojazd na kołach czy gąsienicach. Policja testowała już Spota przy akcjach SWAT i w misjach rozpoznania – w Massachusetts roboty te brały udział w dwóch incydentach, służąc w oddziale bombowym i wspierając taktycznie funkcjonariuszy. Spot może samodzielnie przeszukać budynek przed wejściem ludzi, otwierając drzwi zrobotyzowanym ramieniem i skanując pomieszczenia kamerami 360°. W Nowym Jorku wykorzystano Spota by sprawdzić stabilność zawalonej konstrukcji parkingu – strażacy zamiast wchodzić do grożącego zawaleniem budynku, wysłali tam robota z kamerą. W ten sposób szybko oceniono sytuację, nie narażając ekip ratunkowych. Roboty pomagają też w akcjach poszukiwawczych – drony z kamerami termowizyjnymi przeczesują tereny z powietrza, lądowe roboty potrafią wejść do ciasnych przestrzeni (np. pod gruzowiska po trzęsieniu ziemi) w poszukiwaniu ocalałych. Strażacy eksperymentują z robotami gaśniczymi – to zdalnie sterowane wózki z armatkami wodnymi, które mogą wjechać w sam środek pożaru tam, gdzie temperatura jest zbyt wysoka dla człowieka. Takie urządzenia pomagały np. przy gaszeniu płonącej katedry Notre-Dame w 2019 roku, wprowadzając strumień wody do środka konstrukcji. Kolejną dziedziną jest ratownictwo medyczne na polu walki: trwają prace nad robotami ewakuacyjnymi, które autonomicznie dowiozą apteczkę do rannego żołnierza albo przetransportują poszkodowanego w bezpieczne miejsce. Już teraz używa się półautonomicznych noszy na gąsienicach (tzw. Robotic Evacuation Vehicle). Ogromny potencjał mają także drony ratunkowe – wyposażone w głośniki i czujniki, mogą szybko dotrzeć do osoby w potrzebie (np. tonącej), zrzucić jej kamizelkę ratunkową czy wskazać lokalizację służbom. Podczas katastrof budowlanych roboty pełzające (przypominające węże) potrafią wślizgnąć się przez szczeliny między gruzami i przekazać obraz z kamer, a nawet dostarczyć wodę lub tlen uwięzionym ludziom. Widać zatem, że roboty w służbach ratunkowych spełniają główną zasadę: “poślij robota tam, gdzie nie możesz posłać człowieka”. Chronią życie i zdrowie ratowników, umożliwiając jednocześnie szybsze i skuteczniejsze akcje w trudnych warunkach.
Roboty w edukacji i jako nauczyciele AI
Nowe pokolenia już od najmłodszych lat będą dorastać w towarzystwie robotów. Edukacja to obszar, w którym robotyka odgrywa coraz większą rolę, zarówno jako narzędzie nauczania, jak i przedmiot nauki sam w sobie. W wielu szkołach pojawiają się robotyczni asystenci nauczyciela – interaktywne maszyny zaprojektowane tak, by angażować uczniów i ułatwiać przyswajanie wiedzy. Przykładem są małe humanoidalne roboty NAO oraz większy Pepper od SoftBank Robotics. Badania pokazują, że obecność takiego sympatycznego robota może zwiększać koncentrację uczniów, motywować ich do aktywności i rozwijać kreatywność. Robot potrafi przedstawić materiał w atrakcyjnej formie, zagrać scenkę, poprosić dzieci o wspólne rozwiązywanie zagadki. Pepper i NAO znajdują zastosowanie m.in. w nauce języków obcych – dzieci chętnie rozmawiają z robotem w obcym języku, nie wstydząc się popełniania błędów, bo traktują to bardziej jak zabawę. Co więcej, roboty edukacyjne wspierają też dzieci ze specjalnymi potrzebami. Z powodzeniem używa się NAO w terapii dzieci ze spektrum autyzmu – robot w przewidywalny i powtarzalny sposób uczy je rozpoznawania emocji czy prowadzenia dialogu, co bywa łatwiejsze niż interakcja z nieprzewidywalnym człowiekiem. Innym przykładem są małe modułowe roboty typu Cubelets czy klocki LEGO Mindstorms, dzięki którym uczniowie uczą się podstaw programowania, logiki i myślenia algorytmicznego poprzez zabawę w konstruowanie i sterowanie robotami. Sztuczna inteligencja również wkracza do klas – w formie wirtualnych tutorów czy aplikacji, które personalizują naukę. Niektóre platformy wykorzystują chatboty AI, by odpowiadać na pytania uczniów albo tworzyć im interaktywne quizy. Podczas nauki zdalnej (np. w czasie pandemii) pojawił się pomysł, by połączyć AI z robotyką, tworząc zrobotyzowanych nauczycieli, którzy poprzez ekran lub nawet obecność fizyczną w domu pomagają dzieciom w nauce. Oczywiście, robot nie zastąpi prawdziwego nauczyciela w przekazywaniu wartości czy w budowaniu relacji, ale może być cennym wsparciem – choćby wyręczając pedagoga w powtarzaniu materiału z najsłabszymi uczniami czy zapewniając dodatkowe ćwiczenia dla tych najzdolniejszych (każdemu według potrzeb). World Economic Forum przewiduje, że 65% dzieci urodzonych po 2007 roku będzie pracować w zawodach, które jeszcze nie istnieją. To oznacza, że szkoły muszą przygotować uczniów na nieznane wyzwania – i tu technologia może pomóc zaszczepić w nich umiejętności przyszłości (programowanie, obsługa AI, praca z robotami). Już teraz programowanie robotów trafia do podstaw programowych w wielu krajach. Dzieci budują proste konstrukcje robotyczne i uczą je wykonywać zadania, ucząc się przy okazji logicznego myślenia i pracy zespołowej. Roboty są dla uczniów atrakcyjne – trochę jak żywe zabawki – więc nauka z nimi przestaje być przykrym obowiązkiem. Podsumowując, robotyka w edukacji dopiero się rozwija, ale trend jest obiecujący. Być może za kilkanaście lat widok robota asystującego nauczycielowi na lekcji będzie tak powszechny, jak dziś tablica interaktywna czy komputer w klasie.
Roboty jako asystenci domowi
Czy wkrótce każdy z nas będzie miał osobistego robota służącego pomocą w domu? Choć wizja rodem z animacji “Jetsonowie” dopiero majaczy na horyzoncie, pewne elementy tej układanki są już rzeczywistością. Miliony ludzi na świecie codziennie korzystają z domowych robotów sprzątających – niewielkich, dyskoidalnych urządzeń, które samodzielnie odkurzają podłogi czy myją je na mokro. Szczególnie popularne stały się roboty odkurzające marki iRobot Roomba, które zapoczątkowały tę rewolucję w 2002 roku. Przez 20 lat firma iRobot sprzedała ponad 40 milionów robotów domowych (w tym odkurzaczy i mopów) na całym świecie, z czego ok. 700 tysięcy trafiło do Polski. To imponująca liczba – świadczy o tym, że przyszłość sprzątania stała się teraźniejszością. Dziś wielu z nas nie wyobraża sobie powrotu do tradycyjnego odkurzania – robot robi to za nas, systematycznie przemierzając mieszkanie i zbierając kurz, podczas gdy my możemy zająć się czymś innym. Co więcej, nowoczesne modele same opróżniają pojemnik na brud w stacji dokującej, tworzą mapy mieszkania, omijają przeszkody, a nawet potrafią rozpoznać konkretny pokój i posprzątać go na komendę głosową. Asystenci głosowi typu Alexa czy Asystent Google, choć nie mają fizycznej postaci, też są pewną formą “robota domowego” – odpowiadają na pytania, sterują oświetleniem, zamawiają zakupy. Amazon poszedł krok dalej, tworząc mobilnego asystenta Astro – małego robocika na kołach wyposażonego w kamerę peryskopową, który jeździ po domu, sprawdza co robi pies pod nieobecność właściciela, a na polecenie przywiezie nam do pokoju przekąski. Pojawiają się także projekty bardziej wyspecjalizowane: robotyczne kosiarki samodzielnie strzygące trawnik, basenowe roboty czyszczące dno i ściany basenu, czy inteligentne lodówki na kółkach podające zimne napoje podczas imprezy w ogrodzie. W Japonii czy USA testuje się roboty-dozorców do użytku domowego – maszyny patrolujące posesję, wyposażone w czujniki ruchu i kamery, które wykrywają intruzów lub nawet przeganiają nieproszone zwierzęta. Nie sposób nie wspomnieć o urządzeniach opiekuńczych: roboty wspomagające seniorów i osoby chore. Np. robot ElliQ pełni rolę towarzysza dla osób starszych – poprzez ekran i prostą postać potrafi zagadać, przypomnieć o lekach, zmotywować do ćwiczeń czy połączyć z rodziną przez wideoczat. Choć ElliQ nie wykonuje prac fizycznych, jego obecność zmniejsza poczucie samotności u seniorów. Bardziej fizycznie zaawansowane są roboty typu exoszkieletów – choć nosi je człowiek, to też pewna forma “domowej robotyki”, pomagająca np. osobom po urazach kręgosłupa ponownie chodzić (egzoszkielety rehabilitacyjne pozwalają stanąć i poruszać nogami osoby dotąd poruszające się na wózku). Wracając jednak do codziennych obowiązków: wielką nadzieję budzą tu wcześniej opisane humanoidy pokroju Tesli Optimusa czy polskiego Clone. Gdy staną się wystarczająco sprawne i bezpieczne, mogą przejąć wiele domowych prac – od sprzątania, przez gotowanie prostych posiłków, po opiekę nad domem pod nieobecność gospodarzy. Póki co, w naszym domu roboty to głównie specjalistyczne urządzenia: odkurzacz, mop, kosiarka. Ale jeśli popkultura nauczyła nas czegokolwiek, to tego, że wygoda zawsze zwycięża – jeżeli technologia sprawi, że robotyczny lokaj będzie osiągalny, popyt na niego na pewno się znajdzie. Na razie jednak domowi asystenci uczą się raczkować – dosłownie i w przenośni – bo wciąż daleko im do zręczności i intelektu człowieka. Niemniej, zaczynając od prozaicznego odkurzacza-robota, nastąpiła cicha rewolucja: roboty zadomowiły się u nas i pomagają w codziennych czynnościach, nawet jeśli czasem ich nie zauważamy, traktując jak kolejne AGD.
Roboty w wojsku
Wojsko od zawsze pchało naprzód rozwój technologii, również robotyki. Militarne zastosowania robotów budzą wiele emocji – z jednej strony mogą uratować życie żołnierzy, wykonując za nich niebezpieczne misje, z drugiej rodzą wizję autonomicznych „killer robotów”, których użycie budzi kontrowersje etyczne. Już teraz armie na całym świecie korzystają z szerokiej gamy robotów. Najbardziej rozpowszechnione są bezzałogowe statki powietrzne, czyli drony – od małych quadcopterów używanych do rozpoznania, po duże uzbrojone drony bojowe (jak słynny amerykański MQ-9 Reaper czy turecki Bayraktar) zdolne przeprowadzać precyzyjne ataki rakietowe. Choć dron to latający robot sterowany przez operatora często setki kilometrów dalej, coraz więcej funkcji wykonuje autonomicznie, np. potrafi sam wytyczyć trasę omijając zagrożenia. Na lądzie wojsko używa wspomnianych już robotów saperskich i rozpoznawczych. Trwają intensywne prace nad bezzałogowymi pojazdami bojowymi: od małych gąsienicowych robotów wsparcia ogniowego, uzbrojonych w karabiny czy granatniki, po duże czterokołowe pojazdy, które mogą przewozić zaopatrzenie albo ewakuować rannych pod ostrzałem. Testuje się także roboty strażnicze – wyposażone w czujniki ruchu, kamery noktowizyjne i broń, mogą pilnować granic lub perymetrów baz wojskowych.
Osobną kategorią są antropomorficzne konstrukcje: np. egzoszkielety militarne, które nie tyle działają samodzielnie, co wzmacniają siłę i wytrzymałość żołnierza (żołnierz w egzoszkielecie może nieść cięższy sprzęt i mniej się męczyć). Jeśli chodzi o roboty humanoidalne, na razie żadne państwo nie pokazało „terminatora” gotowego do walki, ale kilka projektów (np. rosyjski FEDOR czy amerykański projekt w DARPA) eksperymentowało z humanoidami potrafiącymi strzelać lub prowadzić pojazd. Autonomiczne bronie budzą ogromne dyskusje – ONZ debatowała nad wprowadzeniem zakazu tzw. LAWS (Lethal Autonomous Weapon Systems), czyli systemów zdolnych do samodzielnego wyboru i rażenia celów bez udziału człowieka. Przeciwnicy mówią o ryzyku błędów i dehumanizacji wojny, zwolennicy wskazują, że AI może działać szybciej i precyzyjniej niż człowiek, redukując ofiary cywilne. Na polu walki przyszłości zapewne zobaczymy współpracę żołnierzy i robotów. Już teraz USA testują koncepcję „lojalnych skrzydłowych” – obok załogowych myśliwców mają latać drony współpracujące z pilotem, wykonując część zadań. Podobnie czołgom mogą towarzyszyć mniejsze bezzałogowe pojazdy rozpoznawcze. Jednak pełna autonomizacja broni to nadal kwestia przyszłości (i to nie tylko technologicznej, ale i prawnej). Pewnym paradoksem jest, że czołowe firmy robotyczne jak Boston Dynamics czy wspomniany Unitree oficjalnie nie chcą tworzyć robotów z myślą o zabijaniu, ale ich wynalazki i tak trafiają w orbitę zainteresowań wojska. Przykład z 2023: amerykańscy Marines zamontowali jednorazową wyrzutnię rakiet M72 LAW na grzbiecie robota-psa Unitree, testując takie połączenie. Co prawda strzał nadal wymagał decyzji człowieka, ale obrazek mechanicznego czworonoga z bronią obiegł internet, wywołując dyskusję, czy to początek ery uzbrojonych robotów. Warto wspomnieć też o broni przeciwrobotycznej – skoro wróg może użyć dronów lub robotów, rozwijane są systemy do ich zwalczania (np. broń mikrofalowa zakłócająca elektronikę, specjalne pociski rozsiewające sieci na śmigła dronów, czy wyszkolone orły potrafiące zestrzelić małe drony!). Podsumowując, roboty w wojsku pełnią coraz więcej zadań pomocniczych i ofensywnych, ale w większości nadal pod kontrolą człowieka. Przyszłość przyniesie zapewne dalszą robotyzację pola walki – pytanie, czy ludzkość zdoła wypracować mądre ramy użycia tych technologii, zanim wyobraźnia rodem z “Terminatora” stanie się potencjalnie realnym zagrożeniem.
Roboty w medycynie i rehabilitacji
Medycyna to kolejny obszar, gdzie robotyka dokonuje małej rewolucji – tym razem ratując i poprawiając ludzkie życie. Najbardziej znanym przykładem jest robot chirurgiczny da Vinci firmy Intuitive Surgical. Choć jego nazwa sugeruje, że to robot-chirurg, w praktyce jest to zautomatyzowane narzędzie w rękach lekarza: chirurg siedzi przy konsoli i steruje manipulatorami, a robot precyzyjnie odwzorowuje ruchy jego dłoni wewnątrz ciała pacjenta, operując narzędziami chirurgicznymi. Da Vinci oferuje 10-krotne powiększenie obrazu 3D i eliminację drżeń ręki, co pozwala przeprowadzać niezwykle precyzyjne zabiegi małoinwazyjne. Efekt? Mniejsze nacięcia, mniej utraconej krwi, mniejsze ryzyko powikłań i szybsza rekonwalescencja pacjentów. Nic dziwnego, że system ten podbił świat – obecnie działa ponad 9100 zestawów da Vinci w szpitalach na wszystkich kontynentach, a łącznie wykonano już ponad 14 milionów operacji z ich użyciem. Roboty chirurgiczne wykorzystuje się głównie w urologii (np. operacje prostaty), ginekologii (usuwanie macicy, operacje endometriozy), kardiochirurgii (korekta wad serca) czy chirurgii ogólnej. Co ciekawe, w ostatnich latach pojawiają się konkurencyjne systemy od innych producentów – rynek robotyki medycznej dynamicznie rośnie, spodziewany jest jego dalszy rozwój o ~28% rocznie (CAGR) w kolejnych latach. Poza chirurgią, roboty pomagają również w diagnostyce – istnieją np. roboty do automatycznego pobierania krwi (znajdują żyłę za pomocą skanera i pobierają próbkę bez udziału pielęgniarki) czy roboty-analizatory w laboratoriach wykonujące setki testów bez błędów ludzkich. W szpitalach spotkać można roboty-transportery, które jeżdżą korytarzami dostarczając leki, próbki czy pościel (odciążając personel pomocniczy). Pandemia COVID-19 przyspieszyła wdrażanie np. robotów dezynfekujących – samojezdne jednostki emitujące silne światło UV-C, które przejeżdżają nocą po salach szpitalnych, zabijając wirusy i bakterie.
Jednak bodaj najbardziej fascynującym zastosowaniem są roboty w rehabilitacji i opiece zdrowotnej. Dla osób po udarach, urazach czy z niepełnosprawnościami ruchowymi powstają urządzenia, które pomagają im odzyskać sprawność. Na przykład robotyczne systemy do nauki chodzenia – pacjent przypięty w specjalnej uprzęży stawiany jest na bieżni, a zautomatyzowany egzoszkielet porusza jego nogami, ucząc na nowo wzorca chodu. Takie urządzenia wspierają ćwiczenia po udarze mózgu, gdzie pacjent musi od podstaw nauczyć się chodzić i utrzymywać równowagę. Istnieją też roboty rehabilitujące ręce – np. urządzenie, gdzie pacjent wkłada osłabioną rękę, a robot pomaga mu wykonywać ruchy, jednocześnie stawiając opór dostosowany do siły chorego, co stymuluje mięśnie do wytężonej pracy. W szpitalach i klinikach spotyka się dynamiczne stoły do pionizacji z funkcją kroku – pacjent leżący jest powoli unoszony do pozycji stojącej, a robot wymusza ruch naprzemienny nóg (jak przy chodzeniu), co zapobiega zanikom mięśni i poprawia krążenie, nawet jeśli chory jeszcze samodzielnie nie stoi. Bardzo ważne jest bowiem, by to pacjent wykonywał ruch – robot ma jedynie wspomagać, a nie ćwiczyć za niego. W Polsce też mamy sukcesy na tym polu – firma Egzotech stworzyła robota Luna EMG, który pomaga w rehabilitacji poprzez elektrostymulację mięśni i analizę sygnałów EMG (bioelektrycznych) płynących z mięśni pacjenta. Luna potrafi monitorować postępy chorego, porównywać jego siłę mięśniową na początku i końcu terapii, i dostosowywać trening, by efekty były jak najlepsze. W domach opieki z kolei furorę robią roboty terapeutyczne – słynny jest tu PARO, robotyczna foczka pokryta miękkim futerkiem, reagująca na głaskanie i wydająca słodkie dźwięki. Wykorzystuje się go w terapii osób z demencją – taki sztuczny “zwierzak” działa uspokajająco, stymuluje emocje podopiecznych i daje im namiastkę opieki nad żywym stworzeniem (bez ryzyka, że zrobi sobie krzywdę lub ucieknie). To część szerszej dziedziny zwanej robotyką społeczną w opiece – robot może zapewnić towarzystwo, przypilnować rutyny dnia codziennego, a jednocześnie monitorować stan zdrowia (choćby mierząc ciśnienie czy kontrolując czy pacjent wziął leki). Pierwsze badania sugerują, że osoby starsze chętniej wykonują ćwiczenia rehabilitacyjne, jeśli to “miły robot” je do tego zachęca, niż gdy mają same narzucić sobie reżim ćwiczeń.
Medycyna to obszar, gdzie współpraca człowieka z robotem przynosi wyjątkowo pozytywne skutki – tutaj robot nie zastępuje lekarza czy terapeuty, lecz zwiększa ich możliwości. Chirurg nadal podejmuje decyzje – robot tylko stabilizuje jego ręce. Rehabilitant planuje terapię – robot gwarantuje żmudne powtarzanie ruchów z precyzją i zapisuje dane. Pielęgniarka opiekuje się pacjentem – robot przypomni i przyniesie lekarstwa. To sprawia, że roboty zyskują akceptację personelu medycznego (nie są postrzegane jako zagrożenie, lecz pomoc). Wraz ze starzeniem się społeczeństw i rosnącymi niedoborami personelu medycznego, robotyka w ochronie zdrowia będzie nabierać znaczenia. Już teraz w niektórych szpitalach w Azji pojawiają się roboty pielęgniarki – mobilne maszyny, które potrafią podać posiłek, zmierzyć temperaturę i poinformować lekarza, gdy stan pacjenta się pogorszy. To odciąża pielęgniarki w prostych czynnościach, dając im więcej czasu na te wymagające ludzkiej uwagi.
Roboty społeczne i… seksroboty
Roboty coraz częściej wchodzą także w interakcje społeczne z ludźmi – czy to jako recepcjoniści, przewodnicy, towarzysze zabaw czy opiekuni. W Tokio, Paryżu czy Palo Alto można spotkać roboty witające klientów w hotelach i centrach handlowych. Humanoidalny wygląd i sympatyczne animacje twarzy sprawiają, że ludzie chętniej podejdą po informację do takiego robota niż do tradycyjnego kiosku z ekranem dotykowym. Robot społeczny może opowiedzieć dowcip, zrobić selfie z turystą, a dzieci traktują go jak bohatera z kreskówki, a nie maszynę. Widzimy też rozwój robotów teleobecności – to właściwie tablety na mobilnym stojaku, dzięki którym np. lekarz może “przejść” się po oddziale szpitalnym będąc fizycznie w innym miejscu, lub menedżer zdalnie odwiedza różne sale w firmie. Taki robot staje się awatarem człowieka na odległość, a inni podświadomie czują większą obecność szefa widząc poruszające się urządzenie z jego twarzą na ekranie, niż tylko słysząc głos przez telefon.
Szczególną odmianą robotów społecznych są seksroboty, czyli androidy stworzone dla intymnej interakcji. Choć temat bywa tabu, branża tzw. sex-tech dynamicznie się rozwija. Już nie mówimy tu o prostych gadżetach erotycznych, ale o realistycznych lalka-robotach zdolnych symulować zachowania partnera. Takie seksroboty – jak np. “Samantha” sprzedawana w Wielkiej Brytanii – mają sylikonowe ciała o realistycznym wyglądzie, wbudowane czujniki dotyku rozmieszczone w czułych miejscach oraz moduły AI pozwalające reagować na głos i dotyk użytkownika. Mogą prowadzić prostą rozmowę, zmieniać “nastrój” w zależności od sposobu traktowania (np. wymagają czułości, komplementów), a ich oprogramowanie pozwala na różne tryby – od rozmowy po tryb erotyczny. Eksperci przewidują, że sex-roboty mogą stać się w przyszłości częścią branży usług seksualnych – w głośnej prognozie wskazano rok 2050, kiedy to roboty miałyby zapełnić domy publiczne w Amsterdamie i na świecie. Zwolennicy takiej wizji argumentują, że wyeliminowałoby to problemy prostytucji przymuszonej czy chorób wenerycznych. Niezależnie od kontrowersji, już teraz istnieją firmy (np. RealDoll z USA) oferujące lalki wyposażone w głowę-robota z mimiką i syntezatorem mowy, które uczą się preferencji użytkownika. Cena jest wysoka (kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy dolarów), ale rynek jest – nabywcami są głównie samotni mężczyźni szukający substytutu relacji. Psychologowie biją na alarm, że seksroboty mogą spłycać relacje międzyludzkie i uprzedmiotawiać głównie kobiety (bo większość z nich ma postać kobiecą), jednak inni twierdzą, że mogą one pomóc np. osobom niepełnosprawnym zaspokoić potrzebę bliskości. Poza sypialnią, roboty humanoidalne do towarzystwa mogą też pełnić rolę np. opiekuna osób samotnych (bez aspektu seksualnego) – tu przykładem był projekt robotycznej “żony” o imieniu Solana w Japonii, która miała dotrzymywać towarzystwa samotnym seniorom. Granica między tym, co czysto użytkowe, a emocjonalne w robotyce coraz bardziej się zaciera. Gdy robot potrafi mówić, okazywać coś na kształt emocji (choćby zaprogramowanych), łatwo nam – ludziom – nawiązać z nim więź. Naukowcy określają to mianem efektu Elizy – skłonności do przypisywania maszynom cech osobowości, nawet gdy wiemy, że to tylko algorytmy. W przypadku robotów społecznych może to być zaletą (bo zwiększa skuteczność terapii lub zaangażowanie w naukę), ale rodzi też ryzyka manipulacji uczuciami użytkowników. W każdym razie, roboty społeczne stają się faktem: czy to w formie milutkiego futrzanego zwierzaka, czy rozmówcy i powiernika sekretów, czy wreszcie partnera erotycznego. To bodaj najbardziej humanistyczny wymiar robotyki – bo dotyka tego, jak czujemy się w obecności maszyn i czy jesteśmy gotowi je zaakceptować w tak intymnych rolach. Już teraz eksperci apelują o wypracowanie kodeksów etycznych, np. zakazu tworzenia seksrobotów wyglądających jak dzieci czy obdarzonych zbyt dużą autonomią decyzji. Przyszłość pokaże, czy społeczeństwo szerzej przyjmie takie wynalazki, czy pozostaną one niszową ciekawostką.
Roboty w popkulturze a rzeczywistość: czy grozi nam scenariusz rodem z „Terminatora”?
Obraz robotów przejmujących władzę nad światem od dziesięcioleci rozpala wyobraźnię twórców science-fiction. Od zbuntowanej AI Skynet i morderczych Terminatorów, przez androidy z „Ja, Robot” Asimova, po dystopijny świat opanowany przez maszyny w „Matriksie” – popkultura często ostrzega nas przed skutkami stworzenia inteligencji potężniejszej niż my sami. Nic więc dziwnego, że wraz z postępami robotyki i AI, takie obawy przebijają się także w prawdziwym życiu. Gdy widzimy filmy z Atlasem robiącym salta czy usłyszymy o AI, która sama nauczyła się jakiejś gry, rodzi się pytanie: czy to nie zmierza w niebezpiecznym kierunku? Czy kiedyś roboty mogą wymknąć się spod kontroli i zagrozić ludzkości?
Zdaniem większości naukowców taki scenariusz jest wciąż bardzo odległy i czysto hipotetyczny. Dzisiejsze roboty, nawet te wyposażone w zaawansowane algorytmy, to wyspecjalizowane urządzenia, które nie posiadają ogólnej inteligencji ani świadomości. Dr Tomasz Xięski, zajmujący się AI, uspokaja: „Myślę, że na razie możemy spać spokojnie. Takie obawy są raczej rodem z filmów typu Terminator. Do tej pory nie udało się stworzyć maszyny, która potrafiłaby symulować wszystkie procesy poznawcze, jakie zachodzą w ludzkim mózgu”. Innymi słowy – wciąż żaden robot ani program nie dorównuje inteligencji człowieka w całej jej złożoności. Mamy co prawda AI bijącą nas w szachy czy potrafiącą tworzyć teksty, ale to wąskie, wyspecjalizowane umiejętności. Nie istnieje robot, który samodzielnie planuje swój rozwój, ma własne cele czy emocje – czyli cechy, które w filmach skłaniają maszyny do buntu.
Popkultura często antropomorfizuje roboty, przedstawiając je na obraz i podobieństwo człowieka – obdarzając je ambicją, strachem, złością. W rzeczywistości nawet najbardziej zaawansowana AI (np. duże modele językowe jak ChatGPT) nie „czuje” nic – operuje na statystyce i optymalizacji funkcji celu. Roboty nie mają instynktu samozachowawczego czy wolnej woli, dopóki my im tego nie zaprogramujemy. Oczywiście, pojawiają się ostrzeżenia przed potencjalnym zagrożeniem sztucznej inteligencji w przyszłości (sam Elon Musk czy late Stephen Hawking wyrażali takie obawy). Chodzi jednak bardziej o AI czysto programową – sieci neuronowe, które mogłyby kiedyś przekroczyć inteligencję człowieka – niż o fizyczne roboty. Wizja, że roboty z karabinami ruszą na ulicę eksterminować ludzkość, jest skrajnie mało prawdopodobna bez celowego działania jakiegoś człowieka (to raczej ludzie mogliby użyć robotów jako broni przeciw innym ludziom, co już jest realnym problemem, np. autonomiczne drony bojowe).
Czy zatem idziemy w stronę „przejęcia kontroli nad światem” przez roboty? Raczej nie w sensie dosłownym. Można mówić, że roboty przejmują pewne rynki pracy (automatyzacja usuwa zapotrzebowanie na niektóre zawody – o tym pisał m.in. Martin Ford w książce „Świt robotów”, uspokajając jednak, że nie będzie to nagły terminatorski podbój. Roboty i AI będą mieć ogromny wpływ na gospodarkę, społeczeństwo, życie codzienne – ale jako narzędzia w naszych rękach. To od ludzi zależy, jak je wykorzystamy. Dobrą analogią jest energia jądrowa: może zasilać miasta albo zniszczyć świat jako broń – to nie wina samej technologii, lecz decyzji człowieka.
Oczywiście, etycy technologii wskazują, że już teraz powinniśmy wprowadzać regulacje i zabezpieczenia. Isaac Asimov zaproponował słynne „Trzy Prawa Robotyki” w swoich opowiadaniach (gdzie pierwsze prawo brzmi: robot nie może skrzywdzić człowieka ani przez zaniechanie doprowadzić do krzywdy). Choć to koncepcja literacka, w pewnej formie przenika do realnych standardów – np. inżynierowie programują roboty współpracujące tak, by natychmiast się zatrzymały, gdy wyczują kontakt z człowiekiem, co zapobiega zrobieniu krzywdy. Podobnie firmy jak Boston Dynamics otwarcie deklarują, że nie będą wspierać zbrojeń – to taka ich interpretacja “praw robotyki” we współczesnym świecie. W UE trwają prace nad Aktami prawnymi dotyczącymi AI, które mają zapewnić, że systemy o wysokim ryzyku (np. w medycynie, transporcie czy sądownictwie) będą podlegać rygorystycznym ocenom bezpieczeństwa i nadzorowi człowieka. To wszystko po to, byśmy mogli czerpać korzyści z robotyzacji bez czarnych scenariuszy.
W popkulturze często na końcu filmu to człowiek zwycięża z buntowniczą maszyną – a morałem jest, że “pewnych rzeczy robot nie zastąpi”. Rzeczywiście, cechy takie jak kreatywność, empatia, moralność – to wciąż nasze unikalne atuty. Najbardziej zaawansowane AI wciąż nie “rozumieją” świata tak jak my – nie mają świadomości. Oczywiście, naukowcy nie wykluczają, że kiedyś powstanie Sztuczna Inteligencja Ogólna (AGI), przewyższająca nas intelektem. Ale to hipotetyczny moment, przed którym przestrzegają nawet twórcy AI, wzywając do badań nad bezpieczną sztuczną inteligencją. Dystopia rodem z Terminatora byłaby możliwa tylko, gdybyśmy celowo stworzyli AI do prowadzenia wojny i zabrakłoby hamulców bezpieczeństwa. Dlatego tak ważne są rozmowy o zakazie autonomicznych broni ofensywnych i o etycznym rozwijaniu AI.
Podsumowując, nie grozi nam, by roboty “same z siebie” przejęły władzę nad światem. Prędzej możemy oddać im ją na własne życzenie – np. polegając za bardzo na automatycznych decyzjach algorytmów. Ale tu znów wina leżałaby po stronie ludzi, nie zbuntowanych robotów. Pamiętajmy, że to my projektujemy maszyny i możemy wyposażyć je w odpowiednie ograniczenia. Jak dotąd, każdy robot jest pod kontrolą człowieka – bez rozkazu nic nie zrobi.
Nawet najbardziej zaawansowane systemy AI działają według celów, które im nadaliśmy. Dlatego na razie możemy traktować filmowe scenariusze jako ostrzeżenia, ale nie jako prognozy. Roboty mają nam służyć, a nie nami rządzić – i wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie, o ile zachowamy zdrowy rozsądek w ich tworzeniu.
Podsumowanie
Rozwój robotyki na świecie przyspiesza z każdym rokiem. Roboty opuściły zamknięte klatki w fabrykach i wkroczyły do naszych miast, szpitali, szkół i domów. Liderzy branży, tacy jak Boston Dynamics, Tesla czy ABB, przecierają szlaki technologiczne, a wtórują im innowatorzy z całego globu – od polskiego Clone Robotics po chiński Unitree. Już dziś roboty wykonują za nas ciężką, monotonną i niebezpieczną pracę w przemyśle, ratują życie w akcjach policyjnych, wspomagają terapię chorych, edukują dzieci, a nawet dotrzymują towarzystwa samotnym. Jednocześnie popkulturowe lęki przed buntowniczymi maszynami na razie pozostają w sferze fantazji – współczesne roboty są tak dobre i etyczne, jak ich twórcy. Przyszłość robotyki maluje się ekscytująco: humanoidalni asystenci mogą stać się kiedyś tak powszechni jak smartfony, a inteligentne systemy zadbają, by nasz świat był bezpieczniejszy i wygodniejszy. Kluczem będzie rozwijanie tej technologii odpowiedzialnie – z myślą o człowieku i z poszanowaniem granic, których nie warto przekraczać. Na naszych oczach rodzi się nowa era, w której człowiek i robot będą współistnieć na co dzień. Wykorzystajmy tę szansę, by stworzyć świat, w którym roboty staną się najlepszymi pomocnikami ludzkości, a nie jej zagrożeniem. Jeśli utrzymamy stery rozwoju we właściwym kierunku, rewolucja robotyczna uczyni nasze życie lepszym – a fantastyczne wizje sprzed lat staną się po prostu normalną rzeczywistością.
PS. Jeśli jeszcze nie widzieliście, koniecznie sprawdźcie ten filmik:
To totalny fejk, ale zrobiony tak dobrze, że wielu naprawdę uwierzyło w istnienie takiego robota. A może to tylko kwestia czasu, zanim stanie się rzeczywistością? Zostawiam was z tym pytaniem. 😉
Źródła: materiały i-kumam, Zrobotyzowany.pl, IEEE Spectrum, Newseria, MM Magazyn Przemysłowy, publikacje naukowe i wiadomości branżowe, m.in.
chip.pl