To nie science fiction – to oficjalny plan, który wejdzie w życie za niespełna dwa lata i nie ominie nikogo – ani mieszkańca miasta, ani rolnika spod Biłgoraja.
W 2027 roku życie milionów Polaków może zmienić się na zawsze. Unia Europejska wprowadza ETS2, nowy system handlu emisjami, który po raz pierwszy bezpośrednio uderzy w portfele przeciętnych obywateli. O ile wcześniejsza edycja, ETS1, dotyczyła przede wszystkim wielkich koncernów energetycznych i przemysłowych, o tyle ETS2 będzie odczuwalny dla każdego kierowcy, właściciela mieszkania, a nawet konsumenta w sklepie spożywczym. Eksperci są zgodni: nadchodzi ekonomiczne tsunami, które może zatrząść fundamentami polskiej gospodarki.
Czym właściwie jest ETS2?
ETS2 (Emissions Trading System 2) to rozszerzenie istniejącego unijnego systemu handlu emisjami (ETS – Emissions Trading System). Celem tego mechanizmu jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych (głównie CO₂) poprzez wprowadzenie limitów emisji oraz umożliwienie handlu uprawnieniami do ich emisji.
Do tej pory ETS obejmował głównie sektor przemysłowy i energetyczny. ETS2 natomiast rozszerza ten obowiązek na dwa kluczowe obszary życia codziennego:
- Transport drogowy – dostawcy paliw będą musieli kupować uprawnienia do emisji CO₂ powstałych w wyniku spalania paliw.
- Budynki mieszkalne i usługowe – dostawcy paliw do ogrzewania (gaz, olej opałowy, węgiel) również zostaną objęci systemem.
Co to oznacza w praktyce?
W praktyce oznacza to, że dostawcy paliw poniosą dodatkowe koszty, które w całości przerzucą na konsumentów. W efekcie:
- cena benzyny wzrośnie o minimum 46 groszy na litrze,
- olej napędowy podrożeje o ponad 50 groszy,
- rachunki za ogrzewanie gazowe wzrosną nawet o 90 zł za MWh,
- tona węgla podrożeje o około 400 zł.
Dla przeciętnej rodziny może to oznaczać wzrost kosztów życia o 2000–3000 zł rocznie.
Dlaczego Unia wprowadza ETS2?
ETS2 to element szerszego planu klimatycznego UE – Europejskiego Zielonego Ładu. Celem jest redukcja emisji gazów cieplarnianych o 55% do 2030 roku (względem 1990) oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Choć cel jest słuszny, krytycy zarzucają, że forma jego wdrażania jest zbyt drastyczna i niesprawiedliwa społecznie.
Donald Tusk: „To scenariusz upiornie przewidywalny”
Premier Donald Tusk jako jeden z pierwszych przywódców Unii otwarcie i stanowczo sprzeciwił się wprowadzeniu ETS2 w obecnej formie. Podczas wystąpienia w Parlamencie Europejskim nie gryzł się w język. Nazwał konsekwencje tego systemu „upiornie przewidywalnymi” i ostrzegł przed dramatycznym uderzeniem w warstwy średnie i uboższe. Jego zdaniem wprowadzenie dodatkowych obciążeń w czasie kryzysu energetycznego i inflacyjnego może zakończyć się falą społecznego niezadowolenia.
Tusk zwrócił uwagę na niesprawiedliwość systemu, który proporcjonalnie bardziej obciąża mniej zamożnych obywateli – tych, którzy przeznaczają dużą część swoich dochodów na ogrzewanie i transport. Jego apel o złagodzenie reformy znalazł szeroki oddźwięk w debacie publicznej.
Pułapka regulacyjna
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że najbardziej ucierpią ci obywatele, którzy jeszcze niedawno zachęcani byli do inwestowania w ekologiczne technologie. Dziesiątki tysięcy rodzin wymieniło piece węglowe na gazowe, zaciągając kredyty i korzystając z rządowych dotacji. Teraz ci sami ludzie odkryją, że ich rachunki za gaz wzrosną dramatycznie, a obiecywana oszczędność okaże się iluzją. To klasyczny przykład pułapki regulacyjnej, w której obywatele tracą zaufanie do władz i unijnych instytucji.
Ryzyko protestów i napięć społecznych
Niepokojące jest również to, jak niska jest świadomość społeczeństwa o nadchodzących zmianach. Według badań opinii publicznej, większość Polaków nie wie, czym jest ETS2, ani jak poważne mogą być jego konsekwencje. Tymczasem historia zna już przypadki gwałtownych protestów społecznych, takich jak francuskie „żółte kamizelki”, które wybuchły właśnie w odpowiedzi na podwyżki cen paliw.
Aby uniknąć takiego scenariusza, konieczne są skuteczne mechanizmy osłonowe. Eksperci proponują m.in. dopłaty dla najuboższych gospodarstw domowych, rekompensaty w kosztach transportu publicznego oraz masowe inwestycje w efektywność energetyczną. Tylko w ten sposób można złagodzić ekonomiczne skutki ETS2 i uniknąć pogłębienia ubóstwa energetycznego.
ETS2 – zagrożenie czy szansa na odbudowę?
Choć ETS2 wzbudza uzasadnione obawy, niektórzy eksperci dostrzegają w nim również potencjał do odbudowy i modernizacji polskiej gospodarki. Wzrost cen paliw kopalnych może zwiększyć opłacalność inwestycji w odnawialne źródła energii, a także w rozwiązania energooszczędne – od termomodernizacji budynków po rozwój kolei i transportu publicznego.
Jeśli Polska odpowiednio wykorzysta środki z funduszy unijnych oraz stworzy system powszechnie dostępnych dotacji i ulg podatkowych, ETS2 może przyspieszyć przejście na bardziej zrównoważony model gospodarki. Kluczowe będzie jednak jedno: nikt nie może zostać pozostawiony sam sobie. Bez systemowego wsparcia, zielona transformacja stanie się elitarnym luksusem, a nie powszechnym standardem.
Polska stoi zatem na rozdrożu. Przed nami jedno z największych wyzwań społeczno-ekonomicznych od czasu transformacji ustrojowej w 1989 roku. Wprowadzając ETS2, Unia Europejska stawia nas przed trudnym wyborem – między ochroną klimatu a utrzymaniem ekonomicznej stabilności obywateli. W debacie publicznej coraz wyraźniej wybrzmiewa apel o to, by klimat ratować z głową – a nie kosztem tych, których na to nie stać. To właśnie najbliższe miesiące pokażą, czy uda się znaleźć kompromis, który nie tylko ocali klimat, ale i nie pozwoli społeczeństwu popaść w gospodarczą zapaść.
Co możemy zrobić już dziś? Edukujmy się, rozmawiajmy i rozliczajmy polityków z decyzji, które wpływają na naszą przyszłość. Bo ETS2 to nie tylko system – to test naszej zbiorowej odporności i solidarności społecznej.